Z samego rana ruszamy w kierunku Ogrodzieńca – tym razem na pewno uda się zwiedzić te słynne ruiny! By dostać się do Podzamcza – pokonujemy bardzo malowniczą trasę, kiedy to zza kolejnego zakrętu wyłania się ONA! Maczuga Herkulesa – najbardziej charakterystyczna skała (ostaniec) Ojcowskiego Parku Narodowego.
Zostawiamy samochód na pobliskim parkingu i idziemy pod górkę ku bramom prowadzącym na dziedziniec zamku na Pieskowej Skale, o którym pierwsze wzmianki datowane są na XIV wiek.
Coraz bardziej podobają mi się te niezaplanowane przystanki! Tym bardziej, że po drodze znowu zbaczamy nieco z trasy by dostać się na jeden z punktów widokowych, na Czubatkę, z którego podziwiamy panoramę Pustyni Błędowskiej! Niestety miejsce znane nam z teledysku do hitu Bajmu „Nie ma wody na pustyni” – nie przypomina tego z ekranu, zarasta. Kilka pamiątkowych zdjęć i teraz to już chcemy zatrzymać się u podnóża góry zamkowej w Podzamczu.
Podzamcze to wieś, w której na najwyższym wzniesieniu – Górze Zamkowej (515,5 m n.p.m.) znajduje się średniowieczny zamek Ogrodzieniec; jest to najlepiej zachowany zamek zbudowany w systemie tzw. Orlich Gniazd Jury Krakowsko-Częstochowskiej.
Podziwianie ruin zamku ogrodzienieckiego ułatwiają strzałki wyznaczające kierunek, opisy miejsc, do których docieramy. Idealna pogoda i świetny humor – no, to są dopiero ruiny! Miejsce szczególnie godne polecenia, o którym szerzej można poczytać we wcześniejszym artykule w ramach cyklu „Wakacje na LPG”.
Kiedy schodzimy z zamku na dziedziniec następuje niespodziewane załamanie pogody; deszcz okazuje się być bezlitosnym, dosłownie nie pozostawia na nas suchej nitki – mimo to nie psuje nam humoru! Biegniemy ile sił w nogach na parking, przeskakując ogromne kałuże… No dobra, nie biegniemy, nie skaczemy, w sumie i tak już bardziej zmoknąć nie można!
Szybka zmiana koszulek (zmiana, nie zamiana, no błagam!) na suche, sprawdzenie mocy podgrzewania siedzeń, nadmuch z ciepłym powietrzem – schnąc jedziemy ku naszej, od lat ukochanej Kotlinie Kłodzkiej, słysząc w radiu rozpoczynający się utwór "Highway to hell"! Tak, ten kierunek został zaplanowany jeszcze w Łodzi, kiedy się pakowaliśmy. Naszym pierwszym celem ma być Złoty Stok i słynna „Kopalnia Złota” czyli Muzeum Górnictwa i Hutnictwa Złota. Niestety po drodze, tuż za Katowicami spotykamy kilka trąb powietrznych, którym towarzyszą ulewy, jakich dawno nie widzieliśmy (wtedy zdajemy sobie sprawę, że utwór AC/DC niósł ukryte przesłanie). Skłania nas to do wolniejszej jazdy, a czasem wręcz szukania bezpiecznego miejsca na poboczu drogi, by przeczekać te szaleństwa pogodowe. Toteż na wcześniej wspomniane miejsce docieramy spóźnieni, nie załapujemy się nawet na ostatnią grupę zwiedzających. No trudno, następnym razem się uda!
Ze Złotego Stoku jedziemy do Kłodzka – miasta położonego w sercu Kotliny Kłodzkiej. Jesteśmy tu już czwarty raz i po raz kolejny czerpiemy energię z tego fantastycznego miasta! Oczywiście na zwiedzanie głównego punktu turystycznego Kłodzka, czyli Twierdzy Kłodzko – jest już za późno, tak samo jak na przejście podziemną trasą turystyczną. Mam wrażenie, że od wczoraj żyjemy w okrutnym niedoczasie; praktycznie wszędzie jesteśmy za późno, co oczywiście nie psuje nam pozytywnego nastawienia, a jedynie utwierdza w przekonaniu, że do wszystkich tych miejsc po prostu musimy wrócić!
Kłodzko to jedno z tych miast, które w 1997 r. najbardziej ucierpiały w Powodzi Tysiąclecia. Na początku lipca tegoż roku stan głównej rzeki miasta, Nysy Kłodzkiej, podniósł się niemal o 9 metrów ponad zwykły poziom! Wody zniszczyły znaczną część Kłodzka, które w kolejnych latach dzięki własnym siłom i wsparciu ze strony Unii Europejskiej zostaje odbudowane. Z naszych kilkuletnich obserwacji wynika, że niestety miasto niszczeje, czego dowodem są np. coraz bardziej zaniedbane, odrapane zabytkowe skądinąd kamienice. Jednak nawet fakt zaniedbania nie jest w stanie zniechęcić nas do kolejnego spaceru po starym mieście, po przejściu przez Most św. Jana Nepomucena, zbudowany na wzór praskiego Mostu Karola, z barokowymi figurami świętych, ważnych dla tych okolic, zatrzymania się pod ratuszem tuż przy fontannie na studni miejskiej, w końcu przejścia brzegiem Młynówki…
Po potwierdzeniu noclegu w „naszym” domu gościnnym w Stroniu Śląskim – z Kłodzka jedziemy do Polanicy-Zdroju, jednego z uzdrowisk znajdujących się nieopodal Kłodzka. Dlaczego akurat tam? Ponieważ w każdy piątek, sobotę i niedzielę, przed Wielką Pieniawą, czyli głównym domem sanatoryjnym, odbywają się świetlno-muzyczne spektakle z największą fontanną parku zdrojowego w roli głównej. Pokazy te w sierpniu zaczynają się o 21:30, a my chyba po raz pierwszy nie jesteśmy spóźnieni na atrakcję, dla której docieramy na miejsce o wiele za wcześnie! Porzuciwszy samochód na jednym z licznych strzeżonych parkingów – idziemy na spacer po obszernym parku zdrojowym. Jest on położony w części uzdrowiskowej miasta, a jego początki sięgają roku 1906. W parku tym rośnie wiele wiekowych drzew, z których kilka nosi miano pomników przyrody. Są tutaj także egzotyczne krzewy (rododendrony, magnolie czy azalie). Jest kolorowo, czysto, po prostu bardzo ładnie. Na każdym kroku spotykamy uśmiechniętych kuracjuszy – czy my też kiedyś znajdziemy się na ich miejscu? Jeśli w tak pięknych okolicznościach przyrody – to czemu nie!
„Nie ma takiego miasta Londyn. Jest Lądek. Lądek-Zdrój.” – zawsze cytujemy klasyka, kiedy przejeżdżamy właśnie przez Lądek-Zdrój, by dotrzeć do naszego ulubionego domu gościnnego w Stroniu Śląskim. Zmęczeni ale szczęśliwi zasypiamy w „swoim pokoju”, jesteśmy tu już czwarty i na pewno nie ostatni raz!
Poniedziałek przeznaczamy jeszcze raz na Kłodzko, na zwiedzanie Twierdzy Kłodzko. Jednak zanim wyjedziemy ze Stronia Śląskiego – koniecznie musimy zajrzeć do Kletna. Tym razem nie wejdziemy do cudownej, jedynej w swoim rodzaju, Jaskini Niedźwiedziej, nie mamy na to czasu. Zatrzymujemy się kilkaset metrów obok, na jednym z urwisk, wysiadamy z samochodu i stajemy się częścią natury. Słowa są zbędne, po prostu oddychamy, jesteśmy! Wcale nie trzeba jechać tysiące kilometrów by poczuć się jak w raju. To znaczy nasz raj jest tu, w Kotlinie Kłodzkiej. Ogromny żal stąd odjeżdżać, ale Kłodzko czeka. I gościnna twierdza!
Początki obecnie blisko 30-hektarowej Twierdzy Kłodzko sięgają X w., kiedy była jedynie drewnianym grodem, a z czasem stała się zamkiem mieszkalnym przekształconym następnie w komfortową rezydencję. Jednak jej obecna forma ukształtowała się dopiero na przełomie wieku XVII i XVIII.
Mury twierdzy widziały bardzo dużo krwawych walk, skrywają wiele wojennych tajemnic. Warto wybrać się na zwiedzanie fortyfikacji, dlatego też po kupieniu biletu z wypiekami na twarzach ruszamy za sympatycznym przewodnikiem ubranym w strój żołnierza armii pruskiej, by poczuć ducha czasu.
Ruszamy do donżonu, czyli ostatecznego punktu obrony twierdzy, który stanowi około 10% powierzchni całego obiektu.
Podziwiamy panoramę Kłodzka i okolic z górujących nad miastem bastionów, następnie spacerujemy po udostępnionej dla zwiedzających części naziemnej twierdzy, słuchając ciekawej historii związanej z tym miejscem.
Po krótkiej przerwie schodzimy w podziemia Twierdzy by przejść blisko kilometrowy odcinek chodnikami kontrminerskimi. Atrakcją labiryntu są bez wątpienia rozmiary korytarzy; czasem trzeba iść w pozycji mocno schylonej, uważać na nieco śliskie i wilgotne chodniki, ale najwięcej frajdy sprawia przejście na kuckach 15-metrowy odcinek labiryntu, wysoki na całe 90 cm, szeroki na niewiele ponad pół metra. To znaczy frajdę mam ja, choć ledwo się tam mieszczę, bo M. dezerteruje i idzie na skróty korytarzem o nieco wyższym sklepieniu. Naładowani wrażeniami z Twierdzy Kłodzko – ruszamy do domu. Zwiedzanie podziemnej trasy turystycznej zostawiamy na następny raz. Czyli kolejny powód, by tu wrócić!
Nasze 3-dniowe wakacje dobiegają końca; mnóstwo nowych wrażeń, powrotów w ulubione okolice, odwiedziny miejsc zupełnie nowych – a wszystko to w bardzo wygodnej, ekologicznej, dającej się łatwo okiełznać i przyjemnie prowadzić – nowej Skodzie Octavii 1.4 TSI LPG. Nasz dystans, aż 1226 km został pokonany ze średnim zużyciem LPG 7,08 l/100km i benzyny 0.31 l/100 km (na uruchomienie silnika i dotrysk). O oszczędnościach finansowych nie muszę chyba wspominać, choć kwota 175 PLN za paliwo na całą wycieczkę jest warta obwieszczenia.
wczytywanie wyników...