Szykuje się kolejny podatek w cenie paliwa

© iStockDaniel Stein

Gdyby projekt został przyjęty i wszedł w życie, ceny mogłyby wzrosnąć o ok. 2 gr/l, jednak wcale niekoniecznie. Teraz też bowiem płacimy za tworzenie zapasów, ale koszt tej operacji ukryty jest w marży koncernów paliwowych. Brakuje jasnych i jednakowych dla wszystkich reguł, według których naliczana jest opłata, co prowadzi do swoistej „wolnej amerykanki” - nie wiadomo, ile płacimy, ponieważ giganci branży naftowej pobierają tyle, ile uważają za stosowne.

Według pomysłu Ministerstwa Gospodarki, miałaby powstać nowa instytucja, której branża paliwowa przekazywałaby pieniądze i która inwestowałaby je w rezerwy. Mowa tu o olbrzymich kwotach - rocznie potrzeba prawie 70 mld zł, plus tyle samo na początek, na wykupienie już utworzonych zapasów. Przedsiębiorcy nie zgadzają się jednak na wariant proponowany przez resort. Ich zdaniem całość obowiązków i kosztów powinien przejąć na siebie budżet.

Póki co nie wiemy więc, czy opłata będzie odczuwalna dla klienta końcowego. Tak czy inaczej wprowadzenie jej wydaje się uzasadnione, ponieważ wprowadzi przejrzystość i zmniejszy nakłady potrzebne na prowadzenie całej operacji. Pod warunkiem, że nie powstanie kolejna instytucja, która miałaby się tym zajmować, ponieważ wtedy koszty jej utrzymania także spadną na kierowców. Tym, którzy obawiają się podwyżek na stacjach, już dziś polecamy montaż solidnej instalacji gazowej w swoim samochodzie. Dzięki niej wszelkie doniesienia o ewentualnych podwyżkach można kwitować lekceważącym uśmieszkiem.