Gdy na przełomie XIX i XX w. samochody stawiały pierwsze kroki - a raczej mierzyły się z pierwszymi prostymi i zakrętami - napęd elektryczny miał już swoje pięć minut. Ze względu jednak na rozmiary, masę i niską wydajność akumulatorów (wtedy kwasowo-ołowiowych), zasilanie cichymi, czystymi i odznaczającymi się wysoką sprawnością silnikami pozyskującymi motywację do działania z elektronów, a nie z oktanów musiało uznać wyższość napędu spalinowego, pomimo oczywistych wad tego ostatniego. Przez kilka dekad samochody elektryczne pozostawały głęboko w cieniu, zapomniane i niepożądane przez kierowców, za to z uporem i systematycznie ulepszane przez inżynierów, w miarę rozwoju technologii przechowywania energii. Po upływie niemal stu lat przyszła pora na wyjście z ukrycia i przypuszczenie drugiego szturmu na rynek. Okoliczności są bardzo sprzyjające, jednak czy moment na pewno już odpowiedni?
W czasach raczkującej motoryzacji - a pamiętajmy, że było to w szczytowym punkcie rewolucji przemysłowej - nikt nie przejmował się skażeniem środowiska naturalnego czy efektem cieplarnianym. Ba, nie istniały nawet takie pojęcia! Napęd elektryczny dla „powozów bez koni” stanowił jedną z dostępnych opcji, ale jej niższa uciążliwość dla przyrody nie stanowiła żadnego argumentu (nawet gdyby ktokolwiek próbował go wysuwać, przewidując, że sto lat później liczba aut sięgnie 1 miliarda!). Co innego teraz, gdy zapasy ropy naftowej kurczą się (to samo mówiono jednak w latach 70., kiedy wybuchł kryzys paliwowy), klimat ociepla (choć mnożą się głosy, że apokaliptyczne wizje stopienia lodowców i wielkiego potopu są mocno nietrafione), a mieszkańcy miast cierpią na choroby spowodowane zanieczyszczeniem powietrza (to akurat fakt). Niska emisja, minimalny poziom hałasu i poszanowanie zasobów naturalnych naszej planety stwarzają idealny podkład pod renesans samochodów elektrycznych. Wszystkie koncerny mają więc już gotowe propozycje, które albo oferują klientom, albo zaraz zaczną. W czym można dziś wybierać, a na co warto jeszcze poczekać?
Za pierwszy współczesny model „na prąd” uważa się japońskiego malucha Mitsubishi i-MiEV. Choć już w latach 90. minionego stulecia można było na wybranych, zazwyczaj rodzimych rynkach kupić elektryczne odmiany Fiata Cinquecento, Citroëna AX czy Peugeota 106, auto z trzema diamentami na masce to pionier masowej produkcji pojazdów tego typu, w odróżnieniu od małoseryjnych poprzedników. Pojęcie „masowa” pozostaje nadal dosyć umowne, ponieważ pomimo rozpoczęcia sprzedaży - poza Japonią oczywiście - w Hong Kongu, Australii (na razie dla odbiorców flotowych), Niemczech, Wielkiej Brytanii, Kostaryce i Chile, od uruchomienia produkcji w 2009 r. do końca listopada 2010 r. bramy fabryki opuściło zaledwie 5000 egzemplarzy.
Być może zmieni się to w momencie wejścia modelu na rynki północnoamerykańskie - kanadyjski pod koniec 2011 r. i USA na początku 2012 r. Tam i-MiEV będzie się nazywał po prostu i (tak jak zwie się w Japonii wersja spalinowa, na bazie której powstała elektryczna), za to sam stanie się większy i zyska dodatkowe opcje. Amerykanie z miejsca pokochali auta „na baterie”, tak jak swego czasu zachłysnęli się hybrydami, więc być może statystyki produkcji wystrzelą gwałtownie w górę. Nawet pomimo zasięgu wynoszącego według cyklu pomiarowego EPA (amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska) zaledwie 100 km (w cyklu japońskim - 160 km).
W Polsce już można zamawiać bliźniaczego w stosunku do Mitsubishi Peugeota i0na. Poza logotypem na masce, różnice są znikome. Auto oferuje więc miejsca dla czworga pasażerów (wliczając kierowcę) oraz typowo miejskie osiągi płynące z 64-konnego silnika, okraszone „zakupowym” bagażnikiem o pojemności 170 l.
Według producenta, i0n może pojechać 130 km (tyle wyszło w badawczym cyklu NEDC) z maksymalną prędkością 130 km/h, jednak w praktyce 100 km na jednym ładowaniu może okazać się szczytem możliwości małego „lwiątka”. Wszystko to w mało okazyjnej cenie 145 tys. zł. A kto nie lubi Peugeotów, może poczekać na ostatniego trojaczka powstałego z mariażu Mitsubishi i PSA - Citroëna C-Zero. On również wygląda niemal identycznie jak i-MiEV, a więc także jak klon i0na, ale gdyby ktoś wolał...
Bardziej rodzinny charakter ma Nissan Leaf - opracowany od podstaw elektryczny hatchback, wprowadzony na rynek pod koniec 2010 r. i okrzyknięty Samochodem Roku 2011 w Europie. Nawet pomimo faktu, że na Starym Kontynencie dostępny jest na razie tylko w Irlandii, Portugalii, Holandii, Francji, Szwajcarii, Hiszpanii, Belgii, Wielkiej Brytanii i Norwegii, a poza nim jeszcze w Japonii i USA.
W 2012 r. ma stać się modelem o zasięgu globalnym, co z pewnością napędzi produkcję i sprzedaż, szybko zwiększając liczbę zbudowanych dotąd egzemplarzy (ok. 10000 do końca lipca 2011). Choć obdarzony bardziej praktycznym niż i-MiEV nadwoziem, Leaf również nie nadaje się na pojazd rodzinny stworzony do dalekich wojaży. Według badań zgodnych z cyklem NEDC, ekologiczny Nissan traci zapał do jazdy po pokonaniu 175 km od momentu naładowania akumulatora o pojemności 24 kWh, a to i tak więcej, niż deklaruje sam producent lub zmierzono podczas przeprowadzania procedury EPA (odpowiednio 76-169 i 117 km). Cóż więc komu po aucie wielkości Golfa, którym bez poczucia niepokoju można poruszać się w zasadzie wyłącznie po mieście? Trochę sztuka dla sztuki.
Jeszcze dalej w tym kierunku idzie partner Japończyków z tego samego koncernu, czyli Renault. Francuzi już rozkręcają sprzedaż dwóch modeli, dwa kolejne czekają w blokach startowych. Na bazie sedana Fluence oraz małego dostawczaka Kangoo powstały odmiany oznaczone dodatkowo literami Z.E. (Zero Emissions), które gardzą paliwami płynnymi oraz przestarzałymi silnikami spalinowymi. O ile Kangoo w miejskiej dżungli będzie czuło się jak u siebie i może nigdy nie wyjeżdżać poza obszar zabudowany, pełniąc służbę w określonym promieniu od centralnej bazy, gdzie choćby co noc zostaje podłączone do sieci w celu doładowania, trudno wyobrazić sobie auto tak pojemne jak Fluence, które porusza się tylko w obrębie miasta (a tak w gruncie rzeczy będzie musiało być, nawet pomimo skrojonego na rodzinne potrzeby nadwozia). Do pokonywania połaci metropolii bardziej predysponowane jest maleńkie Twizy (20 KM, 57 Nm, 75 km/h, 97 km zasięgu), zajmujące minimum miejsca i przewożące minimum pasażerów (jednego, czyli własnego kierowcę) i tyleż bagażu (plecak z drugim śniadaniem).
Renault szykuje przynajmniej jeszcze jeden model pośredni, być może stanowiący elektryczną wersję przyszłego Clio. Jednocześnie producent łączy siły z firmą Better Place, która wybuduje infrastrukturę do ładowania samochodów np. w Danii i Izraelu. Czy idea zda egzamin i odniesie sukces chociażby w tych krajach, pokaże czas.
Nie przeszkadza to jednak amerykańskiej firmie Tesla, która od kilku lat produkuje i z powodzeniem sprzedaje obrastający coraz większym kultem model Roadster - pierwszy sportowy samochód elektryczny z prawdziwego zdarzenia.
Ma 250-konny silnik, dzięki któremu od 0 do 100 km/h przyspiesza w czasie poniżej 4 s i wystarczająco pojemne akumulatory, by za jednym naładowaniem przejechać zupełnie przyzwoity dystans 400 km. Wszystko to za jedyne 130 tys. dolarów. Kwota ta jednak przynajmniej częściowo zwraca się poprzez bajecznie niskie koszty „paliwa”. Tylko czy taki samochód obroni się w Polsce? Już LPG powszechnie uważa się za nazbyt tanie, by mogło zyskać miano surowca godnego napędzania sportowego samochodu, a zatem co dopiero śmiesznie tania energia elektryczna? Trzeba poczekać, aż zmieni się nam myślenie na trochę bardziej postępowe, a potem nic, tylko brać! W międzyczasie Roadster powinien dorobić się rodzeństwa w postaci sedana Model S oraz przyrodniej siostry, jaką będzie opracowana przez inżynierów Tesli Toyota RAV 4 EV.
Skoro już mówimy o przyszłości, przyjrzyjmy się pokrótce czekającym nas premierom na lata 2012-2013. W gronie samochodów małych i jeszcze mniejszych, do już obecnych na rynku Smarta ED i Mini E dołączy Volkswagen E-Up! (w późniejszym terminie również Golf), który nie próbuje udawać niczego ponad to, czym faktycznie jest, czyli autem wybitnie miejskim. W ramach tego samego koncernu pojawią się też z pewnością elektryczne Skody, Seaty oraz Audi, choć w przypadku tego ostatniego nie wiadomo na pewno, jakie, ponieważ firma z czterema pierścieniami w herbie sypie pomysłami na ekologiczną przyszłość jak z rękawa i nie potwierdza ostatecznie, na co się zdecyduje. Produkcja R8 e-tron została już potwierdzona, ale na nim raczej się nie skończy, bo to model dosyć niszowy (choćby ze względu na cenę).
Podobnie jak jego konkurent z gwiazdą na masce, Mercedes SLS AMG E-CELL. Także on otrzyma mniej elitarnego brata, np. w postaci elektrycznego wariantu kolejnej generacji klasy A. Swoją kontrpropozycję, ochrzczoną mianem i3, już gotuje BMW, zaś w gronie marek z niższych półek cenowych swoje chce ugrać Ford z nowym Focusem Electric. „Błękitny owal” ma w zanadrzu także Transita Connect EV, który powalczy o klientów z Mercedesem Vito E-CELL. Rośnie także oferta zasilanych elektrycznością większych pojazdów użytkowych, ale o nich innym razem.
Choć parkiety wielkich salonów samochodowych uginają się pod ciężarem nowych prototypów napędzanych energią elektryczną, realna oferta nie jest - jak widać z powyższego - na razie oszałamiająca. Trochę na upartego można ją poszerzyć, jeżeli w poczet „elektryków” zaliczymy hybrydy typu plug-in lub auta ze spalinowymi range extenderami, czyli takie, które przynajmniej kilkadziesiąt kilometrów pokonują cicho i bez emisji, a potem jadą w trybie mieszanym lub wykorzystują paliwo płynne do generowania energii na bieżące potrzeby.
W tej grupie prym wiedzie Chevrolet Volt, do którego wkrótce dołączy bliźniak spod znaku błyskawicy (Opel Ampera), oraz bardziej niszowy Fisker Karma. Krwi zamierza napsuć im Toyota Prius Plug-in, zaprezentowana oficjalnie w wersji seryjnej podczas 64. IAA we Frankfurcie, a swoje odmiany tego typu pojazdów zapowiadają m. in. Mercedes (klasa B E-CELL Plus) oraz Ford (C-MAX Energi). I chyba to jest najlepsze ogniwo pośrednie między motoryzacją spalinową a w pełni elektryczną (z gniazdka czy wodorową). Na praktyczne samochody nie „wydychające” żadnych spalin trzeba będzie jeszcze poczekać.
wczytywanie wyników...
gazeo.pl to portal o instalacjach LPG. Znajdziesz tutaj informacje o tym, jaka instalacja gazowa w samochodzie jest najlepsza oraz które instalacje LPG można zamontować do aut z silnikami Diesla. Zamieszczamy najnowsze informacje o tendencjach cen LPG na świecie i w Polsce. Publikujemy praktyczne i rzetelne informacje dla wszystkich, dla których instalacje gazowe są codziennością. Dla nas instalacje gazowe to nie tylko praca - autogaz to nasza pasja.
Aby utworzyć konto Warsztatu, należy zgłosić dane firmy: 609-966-101 lub biuro@gazeo.pl