Z Łodzi do Poznania jest ok. 200 km. Zatankowana do pełna testowa Octavia TSI LPG przejeżdża ok. 400 km, więc sprawa wydaje się prosta – w tę i z powrotem na jednym zbiorniku. Niestety, kiedy wsiadałem do auta, od poprzedniej „dolewki” było już 160 km, więc zamiast uzupełniać postanowiłem zużyć do końca to, co jeszcze było na pokładzie i uzupełnić zapas paliwa w drodze powrotnej. Tak zrobiłem.
Na autostradzie trzeba było jechać grzecznie, bo z dwoma „bicyklami” na dachu lepiej nie szarżować. Nie przekraczałem 120 km/h, w czym pomógł mi tempomat, od zjazdu we Wrześni już w ogóle grzecznie, bo droga gorszej jakości i radarów dużo. Około południa dotarłem do polskiego matecznika Grupy Volkswagen w Poznaniu i... rozstania nadszedł czas – rowery i wygodny bagażnik do ich przewożenia zostały zdjęte z dachu (Skoda ma dla nich nowe zadania), a ja po wypiciu kawy i krótkiej pogawędce z Jackiem Golimowskim ruszyłem w trasę powrotną.
Zanim jednak wróciłem na drogę szybkiego ruchu, w Swarzędzu zawitałem na stację, bo przy 386 km na liczniku przebiegu dziennego daleko bym już na gazie nie ujechał. A przynajmniej tak mi się wydawało, bo okazało się, że zatankowałem 33,3 l LPG, czyli miałem paliwa jeszcze na kilkadziesiąt kilometrów, ale na pewno za mało, żeby wrócić do Miasta Włókniarzy. Zgodnie z założeniami testu uzupełniłem także poziom benzyny i tutaj dopiero przeżyłem zaskoczenie – po prawie 400 km od poprzedniego tankowania do zbiornika weszło (do pierwszego „odbicia”) 0,77 (!) l benzyny. A przecież jeździliśmy i po mieście, i w trasie. Naprawdę nie ma co się bać dotryskowej instalacji gazowej, przynajmniej nie tej (Skoda sama przyznaje, że Rapid 1,2 TSI LPG potrzebuje więcej „bezołowiowej”). Po otrząśnięciu się z szoku wsiadłem i ruszyłem w drogę.
Tym razem ograniczenia prędkości narzucały przepisy, a nie bagażnik z rowerami generującymi dodatkową masę i – przede wszystkim – opór aerodynamiczny. Kilometry szybko znikały pod kołami, tempomat znów pozwalał prawej stopie odpoczywać i nim się obejrzałem (no, bez przesady...), byłem z powrotem pod redakcją. Tylko tym razem całe szczęście, że przyjechałem tam rano własnym samochodem, bo wrócić do domu rowerem już się nie dało.
wczytywanie wyników...