fot. Clean Air in LondonCzy można dobitniej wyrazić dążenie władz Londynu do zmniejszenia zanieczyszczenia powietrza niż poprzez pokazanie skąpanego w smogu londyńskiego ratusza?
W tej chwili zasady są proste: jeżeli pojazd przekracza ustalony próg emisji CO2, poruszanie się nim po – i tak już zatłoczonym – centrum brytyjskiej stolicy kosztuje 11,5 funta dziennie. Plan władz Londynu zakłada, że począwszy od 2020 r., kiedy w życie wejdą nowe założenia ULEZ (Ultra Low Emission Zone), kierowcy diesli mieliby płacić jeszcze po 10 funtów więcej niż pozostali, bo choć samochody z silnikami wysokoprężnymi emitują mniej dwutlenku węgla niż ich benzynowe (a nawet gazowe) odpowiedniki, w ich spalinach czają się dużo bardziej niebezpieczne tlenki azotu i cząstki stałe, czyli potencjalnie rakotwórcza sadza. Pomysł ekipy burmistrza Borisa Johnsona nie ma więc na celu wspomagania miejskiej kasy dodatkowymi wpływami, lecz wyeliminowanie z centrum Londynu pojazdów „wydychających” najbardziej szkodliwe gazy.
Na tym nie koniec. Stołeczna administracja chce lobbować w brytyjskim rządzie na rzecz podniesienia akcyzy na nowe samochody z silnikami wysokoprężnymi, by zniechęcić mieszkańców Zjednoczonego Królestwa do ich zakupu i w zamian nakłonić ich do wybierania modeli nie mniej ekonomicznych, a przy tym bardziej ekologicznych, np. napędzanych LPG (których jednak, póki co, oferuje się jak na lekarstwo). Autorzy projektów nowych rozwiązań argumentują, że diesle nie spełniły pokładanych w nich nadziei w zakresie redukcji emisji szkodliwych składników spalin, a jednak polityka fiskalna państwa doprowadziła do wzrostu ich liczby na drogach, przez co teraz skazani jesteśmy (bo przecież nie dotyczy to tylko Londynu czy nawet całej Wielkiej Brytanii) na oddychanie powietrzem zanieczyszczonym spalinami z popularnych „tedeików”.
Żeby jednak nikt nie mówił, że londyńskie władze są stronnicze i dyskryminują jeden rodzaj napędu na rzecz innych, nie wszystkie diesle będą „z urzędu” obciążone wyższymi opłatami (o ile te w ogóle wejdą w życie). Modele spełniające normę Euro 6 nie będą obarczone dodatkowymi opłatami, będą zaś nimi obłożone również niektóre samochody benzynowe (konkretnie te zarejestrowane przed 2006 r.). Przeciwnicy nowych regulacji twierdzą, że ich wcielenie uderzy w drobnych przedsiębiorców, bowiem po centrum Londynu już teraz prawie w ogóle nie jeżdżą samochody osobowe, a sprawcami całej emisji są autobusy, ciężarówki, taksówki i właśnie pojazdy dostawcze należące do małych firm, które dowożą do Londynu swoje towary i wykonują tam usługi. Wyższe opłaty uderzyłyby właśnie w prywatny biznes, którego przedstawiciele zawczasu musieliby pomyśleć o wymianie samochodów na nowocześniejsze i bardziej przyjazne środowisku. Za to jednak londyńskie władze nie zapłacą.